2015-07-26

Rozdział 11

      Królowa faerie, królowa faerie, królowa faerie... To dudniło w głowie Ivy, gdy rozdzieliła się z przyjaciółką. Sorelle popędziła za Willem, który udał się na ratunek porwanej Tessie. Obie czuły się winne śmierci Jema. Znały przecież lekarstwo, ale nie mogły nic zmienić. Nie, gdy już zbyt wiele się popsuło. Sorelle miała dopilnować, by Will odnalazł Tessę, przy okazji prawdopodobnie tam był Grayowl. Gdzie indziej mógłby się podziewać, by zmienić przeszłość? Ivy natomiast uwolniła Kyle'a z więzów i zabrała ze sobą na poszukiwanie królowej faerie. Muszą go przecież przenieść z powrotem do naszych czasów, a z Sorelle prędzej by zginął.
      Ciężko było Ivy tolerować wieczną radość Kyle'a, gdy drugą godzinę próbowała dostać się do królestwa faerie. Niby jasnym było, że wszelkie cechy w chłopaku są dobre, co nie zmieniało faktu, że irytujące. Brakowało jej Jace'a, który z wielką chęcią uciszyłby go jakąś kąśliwą uwagą. Tak, Ivy, nie zapominaj dla kogo to robisz.
      W końcu Ivy się poddała. Padła na trawę w parku, nie bacząc na rosę i ledwo powstrzymywała łzy cisnące się do oczu. Kyle usiadł obok niej, próbując głaskać ją w geście pocieszenia, ale ta jedynie warknęła coś o odcinaniu kończyn.
      – Nie uda nam się – mruknęła, pozwalając łzom wypłynąć.
      – Ivy? – Usłyszała gdzieś za sobą. Odwróciła się, ocierając oczy. Podniosła się z ziemi i dojrzała w ciemnościach wieczoru zbliżającą się sylwetkę Isaaca. Nie mogła powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta. Młody czarownik zmierzał w ich kierunku szybkim krokiem, co wprawiało jego ciemnozielony płaszcz w ruch. Oczy chłopaka błyszczały w szarym świetle wieczoru.
      Uśmiechnęła się szeroko, gdy Isaac stanął na przeciw niej.
      – Co wy tu robicie? – spytał, marszcząc lekko brwi, choć spojrzenie, które posyłał Ivy było niezwykle łagodne.
      – Próbujemy się dostać na Dwór Faerie – odparł wesoło Kyle. Czarownik posłał mu uważne spojrzenie.
      – Kto to jest?
      Ivy stłumiła chichot, bo wydało jej się, że Isaac jest nieco zazdrosny o Kyle'a.
      – Dobra połowa Christiana Grayowla. Każe się nazywać Kyle McFly. – Przewróciła oczami. – Ale to nieistotne. Wiesz może, dlaczego nie mogę dostać się na Dwór?
      Isaac zmarszczył jasne brwi.
      – Nie wiesz? Nie może tam wejść nikt, prócz faerie. Lub wysłanników dyplomatycznych Nocnych Łowców, ale oni mają specjalne liście powitalne od Królowej.
      Ivy miała ochotę dać sobie w twarz. Jak mogła o tym zapomnieć? Przecież Nocni Łowcy mogli wchodzić kiedy chcieli w jej czasach! A w tych nie. Zerknęła na Kyle'a.
      – Nie jesteś nawet Łowcą – uznała, patrząc na niego przepraszająco. – Ja jestem w połowie faerie, ja wejdę. Isaacu – zwróciła się do czarownika. – Przypilnujesz go?
      Chłopak bez wahania skinął głową, po czym chwycił Kyle'a za łokieć i odsunął na kilka kroków od wejścia na Dwór. Ivy uśmiechnęła się w podziękowaniu, lewą ręką sprawdzając czy serafickie miecze są na miejscu. Nieco stare modele, ale prawdopodobnie działają tak samo. Miała nadzieję, że nie będzie musiała się o tym przekonywać.
      Już odwracała się twarzą do wejścia, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
      – Ivy, ja muszę ci coś powiedzieć, zanim tam wejdziesz.
      – Tak? – spytała cicho, patrząc mu w oczy.
      Isaac unikał jej spojrzenia, jak tylko mógł. Chwycił delikatnie jej dłonie.
      – Wiem, że w sumie cię nie znam, ale takie są realia tego świata. Zakochałem się w tobie i chciałbym byś to widziała. Na wszelki wypadek.
      Ivy wytrzeszczyła oczy. To fakt, w jej czasach, mógłby co najmniej powiedzieć, że na nią leci, ale miłość? Miłość przyszłaby za parę miesięcy, a oni nie mieli tyle czasu. Przyzwyczajona do realiów XXI w. nie mogła mu odpowiedzieć tym samym. Miała misję.
      Uśmiechnęła się w końcu i potarła lekko dłonią jego policzek.
      – Jeśli kiedyś się spotkamy, wszystko będzie jak trzeba – odparła, choć on być może nie wiedział do końca, co ma na myśli.
      Ivy odsunęła się od niego i ruszyła na Jasny Dwór.
***
      Po drugiej stronie przejścia powitała ją niska faerie z lekko fioletową skórą i parą motylich skrzydeł, która znudzonym głosem oznajmiła, że Królowa z niechęcią ją przyjmie. Ivy pokiwała głową i ruszyła za faerie. Pogrążone w mroku korytarze, gdzieniegdzie pokryte były fluorescencyjnymi roślinami, które pozwalały choć w pewnym stopniu przyglądać się otoczeniu. Lecz nie miała teraz czasu ani sposobności, by podziwiać Jasny Dwór. Musiała się skupić na tym, jak rozmawiać z Królową, by jej nie zdenerwować i zdobyć istotne informacje.
      Ivy została wprowadzona do sali wyglądającej na tronową. Zielone i złote kwiaty świeciły w półmroku, przypominając świece, kilkoro faerie różnych kolorów patrzyło na nią krzywo oczami bez źrenic. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, bo nigdzie nie widziała szkarłatnowłosej Królowej. Jej przewodniczka zniknęła bezszelestnie, a ona czekała.
      – Czemuż to mnie niepokoisz, Nocna Łowczyni? – Usłyszała za sobą głos Królowej. Poczuła, jak drętwieje na dźwięk najpotężniejszej faerie, poniekąd i jej królowej.
      – Wybacz, Pani. Mam jedynie jedno pytanie, na które tylko ty znasz odpowiedź – odparła, nie odwracając się. Królowa wyłoniła się zza jej lewego ramienia i omiotła drobną posturę dziewczyny uważnym błękitnym spojrzeniem.
      Królowa Jasnego Dworu powoli podeszła do swojego tronu, przypominającego pień drzewa wykrzywiony w fotel, poprawiła długi, lejący materiał białej sukni i przyglądała się dziewczynie, milcząc.
      Ivy przemknęło przez myśl, że być może nie zachowuje się odpowiednio grzecznie. Zatęskniła za Jace'm i jego urokiem osobistym. Ale z drugiej strony, jakie wrażenie miała wywrzeć w ubłoconym stroju bojowym i roztrzepanych jasnobrązowych włosach?
      – Błagam o wybaczenie, Pani, jestem nieuprzejma. Zwą mnie Ivy Aquaflame. Pochodzę z Australii. Moja matka to faerie, a ojciec Nocny Łowca... – zaczęła, ale Królowa uniosła dłoń, by ta zamilkła.
      – Niezwykle przypominasz mi pewną faerie. – Ivy przeszedł dreszcz. Nie, nie pytaj o to, błagam. – Niestety, nie ma jej tu dziś, by mogła mi to wyjaśnić. Lauris, znasz ją?
      Czy Ivy ją zna? To głupie pytanie. Lauris Fallstone to jej matka, ciężko nie kojarzyć. Ale Ivy urodzi się dopiero za sto lat. Choć nie przepada za tym, tym razem ucieszyła się, że może kłamać.
      – Nic mi nie mówi to imię – odparła, pilnując reakcji swojego ciała na kłamstwo. Choć właściwie nie było to duże kłamstwo. Lauris zmarła dawno temu. Dobrze, że jej tu nie ma. Ivy nie była pewna, jak zareagowałaby, gdyby matka właśnie teraz weszła do pomieszczenia.
      Królowa Jasnego Dworu machnęła ręką.
      – Nieważne. Zatem, jakie było twoje pytanie?
      Na twarz dziewczyny wkradło się zaskoczenie. Przypuszczała, że najpierw Królowa Faerie będzie czegoś żądała, tak jak od Jace'a i Clary, ale może uda jej się coś uzyskać za darmo.
      – Słyszałam, że da się rozszczepić człowieka na dobrą część i złą. Chciałabym wiedzieć, jak połączyć obie wersje z powrotem, jeśli można. – Gdy skończyła, ukłoniła się lekko.
      Królowa zamyśliła się.
      – Dlaczego sądzisz, że to wiem? – spytała.
      – Uznałam, że tak potężna istota to potrafi, a co dopiero wie – odpowiedziała, zerkając na Królową. Musi wiedzieć.
      Władczyni Jasnego Dworu uśmiechnęła się lekko.
      – Dobrze, zdradzę ci, jak tego dokonać, ale potrzebuję czegoś w zamian. Sekret za sekret, przysługa za przysługę.
      Ivy przeklęła w duchu.
      – Jest coś, czego mogłaby chcieć ode mnie Królowa Jasnego Dworu? – spytała, cicho.
      – A i owszem. Proponuję ci wymianę. Zdradzę ci, jak połączyć dobro ze złem znów w jednej osobie, a ty porzucisz Nocnych Łowców, by być mi oddaną służką.
      Ivy wpierw chciała się nie zgodzić. Ale po chwili dotarło do niej, że niedługo wróci do swoich czasów. W razie czego Królowa nawet nie będzie mogła jej siłą do siebie sprowadzić. Nie rozumiała jedynie, po co Królowej taka nieistotna Nocna Łowczyni, jak ona.
      – Zgoda. – Opuściło jej usta.
      Królowa uśmiechnęła się.
      – Masz do mnie wrócić równo za tydzień. Daję ci czas na zakończenie wszelkich przyziemnych spraw – oznajmiła, po czym machnęła ręką, jakby Ivy miała już odejść.
      – A połączenie? – upomniała się dziewczyna.
      – Ach, tak... – Władczyni machnęła ręką na faerie stojącą pod ścianą. Ta przyniosła jej kawałek papieru i pióro. Przez chwilę pomieszczenie wypełniało skrobanie, po czym Królowa wcisnęła papier w dłoń Ivy.
      – To Runa Zespolenia. Wystarczy ją nadać obu rozdzielonym częściom, a te połączą się.
      – A co jeśli rozdzielono kogoś innego niż Nocnego Łowcę? – dopytała Ivy. Przecież Kyle zdawał się być całkowicie Przyziemny.
      – Pytałaś, jak połączyć rozszczepioną osobę. Nie wspominałaś o jej rasie ani słowa – odparła Królowa, podnosząc się z tronu.
      – Ale... – jęknęła Ivy, lecz władczyni już wyszła z pomieszczenia, chichocząc cicho. Fioletowa faerie znów pojawiła się znikąd i zaprowadziła Ivy do wyjścia.

      Świetnie. Niby ma runę, ale jeśli zabije ona Kyle'a? Z drugiej strony bycie Nocnym Łowcą nie może tyczyć się tylko złej części całego Christiana, prawda? Ivy miała taką nadzieję.
________
W tym rozdziale tylko Ivy, w następnym tylko Sorelle, a potem już koniec :) Dużo myślałam nad kontynuacją, ale nie wiem czy warto się jej podjąć, czy jedynie napisać epilog, jak kto skończył. Co myślicie? Odezwijcie się, jeśli jeszcze na mnie czekacie :)

5 comments:

  1. Ciekawy rozdział, już nie mogę się doczekać następnego :)

    ReplyDelete
  2. Zgłaszam się do czekających! 🙋
    Kocham twoje ff. Wcześniej nie spotkałam takiego pomysłu + uwielbiam twój styl pisania.
    Nie przestawaj pisać, kontynuuj, ploooose
    Czekam na następny rozdział (i jak najpóźniej epilog ^^)

    ReplyDelete
  3. Świetnie piszesz :) Czekam na następny rozdział :D

    ReplyDelete
  4. kontynuuj to
    znalazłam to niedawno i to nie może się już skończyć
    po prostu nie
    nie i tyle

    ReplyDelete
  5. Super. Czekam na nekst. Nie chcę, żebyś kończyła bloga.

    ReplyDelete