Królowa
faerie, królowa faerie, królowa faerie... To dudniło w głowie
Ivy, gdy rozdzieliła się z przyjaciółką. Sorelle popędziła za
Willem, który udał się na ratunek porwanej Tessie. Obie czuły się
winne śmierci Jema. Znały przecież lekarstwo, ale nie mogły nic
zmienić. Nie, gdy już zbyt wiele się popsuło. Sorelle miała
dopilnować, by Will odnalazł Tessę, przy okazji prawdopodobnie tam
był Grayowl. Gdzie indziej mógłby się podziewać, by zmienić
przeszłość? Ivy natomiast uwolniła Kyle'a z więzów i zabrała
ze sobą na poszukiwanie królowej faerie. Muszą go przecież
przenieść z powrotem do naszych czasów, a z Sorelle prędzej by
zginął.
Ciężko
było Ivy tolerować wieczną radość Kyle'a, gdy drugą godzinę
próbowała dostać się do królestwa faerie. Niby jasnym było, że
wszelkie cechy w chłopaku są dobre, co nie zmieniało faktu, że
irytujące. Brakowało jej Jace'a, który z wielką chęcią
uciszyłby go jakąś kąśliwą uwagą. Tak, Ivy, nie zapominaj dla
kogo to robisz.
W
końcu Ivy się poddała. Padła na trawę w parku, nie bacząc na
rosę i ledwo powstrzymywała łzy cisnące się do oczu. Kyle usiadł
obok niej, próbując głaskać ją w geście pocieszenia, ale ta
jedynie warknęła coś o odcinaniu kończyn.
– Nie
uda nam się – mruknęła, pozwalając łzom wypłynąć.
– Ivy?
– Usłyszała gdzieś za sobą. Odwróciła się, ocierając oczy.
Podniosła się z ziemi i dojrzała w ciemnościach wieczoru
zbliżającą się sylwetkę Isaaca. Nie mogła powstrzymać uśmiechu
cisnącego się na usta. Młody czarownik zmierzał w ich kierunku
szybkim krokiem, co wprawiało jego ciemnozielony płaszcz w ruch.
Oczy chłopaka błyszczały w szarym świetle wieczoru.
Uśmiechnęła
się szeroko, gdy Isaac stanął na przeciw niej.
– Co
wy tu robicie? – spytał, marszcząc lekko brwi, choć spojrzenie,
które posyłał Ivy było niezwykle łagodne.
– Próbujemy
się dostać na Dwór Faerie – odparł wesoło Kyle. Czarownik
posłał mu uważne spojrzenie.
– Kto
to jest?
Ivy
stłumiła chichot, bo wydało jej się, że Isaac jest nieco
zazdrosny o Kyle'a.
– Dobra
połowa Christiana Grayowla. Każe się nazywać Kyle McFly. –
Przewróciła oczami. – Ale to nieistotne. Wiesz może, dlaczego
nie mogę dostać się na Dwór?
Isaac
zmarszczył jasne brwi.
– Nie
wiesz? Nie może tam wejść nikt, prócz faerie. Lub wysłanników
dyplomatycznych Nocnych Łowców, ale oni mają specjalne liście
powitalne od Królowej.
Ivy
miała ochotę dać sobie w twarz. Jak mogła o tym zapomnieć?
Przecież Nocni Łowcy mogli wchodzić kiedy chcieli w jej czasach! A
w tych nie. Zerknęła na Kyle'a.
– Nie
jesteś nawet Łowcą – uznała, patrząc na niego przepraszająco.
– Ja jestem w połowie faerie, ja wejdę. Isaacu – zwróciła się
do czarownika. – Przypilnujesz go?
Chłopak
bez wahania skinął głową, po czym chwycił Kyle'a za łokieć i
odsunął na kilka kroków od wejścia na Dwór. Ivy uśmiechnęła
się w podziękowaniu, lewą ręką sprawdzając czy serafickie
miecze są na miejscu. Nieco stare modele, ale prawdopodobnie
działają tak samo. Miała nadzieję, że nie będzie musiała się
o tym przekonywać.
Już
odwracała się twarzą do wejścia, gdy poczuła czyjąś dłoń na
ramieniu.
– Ivy,
ja muszę ci coś powiedzieć, zanim tam wejdziesz.
– Tak?
– spytała cicho, patrząc mu w oczy.
Isaac
unikał jej spojrzenia, jak tylko mógł. Chwycił delikatnie jej
dłonie.
– Wiem,
że w sumie cię nie znam, ale takie są realia tego świata.
Zakochałem się w tobie i chciałbym byś to widziała. Na wszelki
wypadek.
Ivy
wytrzeszczyła oczy. To fakt, w jej czasach, mógłby co najmniej
powiedzieć, że na nią leci, ale miłość? Miłość przyszłaby
za parę miesięcy, a oni nie mieli tyle czasu. Przyzwyczajona do
realiów XXI w. nie mogła mu odpowiedzieć tym samym. Miała misję.
Uśmiechnęła
się w końcu i potarła lekko dłonią jego policzek.
– Jeśli
kiedyś się spotkamy, wszystko będzie jak trzeba – odparła, choć
on być może nie wiedział do końca, co ma na myśli.
Ivy
odsunęła się od niego i ruszyła na Jasny Dwór.
***
Po
drugiej stronie przejścia powitała ją niska faerie z lekko
fioletową skórą i parą motylich skrzydeł, która
znudzonym głosem oznajmiła, że Królowa z niechęcią ją
przyjmie. Ivy pokiwała głową i
ruszyła za faerie. Pogrążone w mroku korytarze, gdzieniegdzie
pokryte były fluorescencyjnymi roślinami, które pozwalały choć w
pewnym stopniu przyglądać się otoczeniu. Lecz
nie miała teraz czasu ani sposobności, by podziwiać Jasny Dwór.
Musiała się skupić na tym, jak rozmawiać z Królową, by jej nie
zdenerwować i zdobyć istotne informacje.
Ivy została wprowadzona do sali
wyglądającej na tronową. Zielone i złote kwiaty świeciły w
półmroku, przypominając świece, kilkoro faerie różnych kolorów
patrzyło na nią krzywo oczami bez źrenic. Dziewczyna wzięła
głęboki oddech, bo nigdzie nie widziała szkarłatnowłosej
Królowej. Jej przewodniczka zniknęła bezszelestnie, a ona czekała.
– Czemuż to mnie niepokoisz, Nocna
Łowczyni? – Usłyszała za sobą głos Królowej. Poczuła, jak
drętwieje na dźwięk najpotężniejszej faerie, poniekąd i jej
królowej.
– Wybacz, Pani. Mam jedynie jedno
pytanie, na które tylko ty znasz odpowiedź – odparła, nie
odwracając się. Królowa wyłoniła się zza jej lewego ramienia i
omiotła drobną posturę dziewczyny uważnym błękitnym
spojrzeniem.
Królowa Jasnego Dworu powoli podeszła do
swojego tronu, przypominającego pień drzewa wykrzywiony w fotel,
poprawiła długi, lejący materiał białej sukni i przyglądała
się dziewczynie, milcząc.
Ivy przemknęło przez myśl, że być
może nie zachowuje się odpowiednio grzecznie. Zatęskniła za
Jace'm i jego urokiem osobistym. Ale z drugiej strony, jakie wrażenie
miała wywrzeć w ubłoconym stroju bojowym i roztrzepanych
jasnobrązowych włosach?
– Błagam o wybaczenie, Pani, jestem
nieuprzejma. Zwą mnie Ivy Aquaflame. Pochodzę z Australii. Moja
matka to faerie, a ojciec Nocny Łowca... – zaczęła, ale Królowa
uniosła dłoń, by ta zamilkła.
– Niezwykle przypominasz mi pewną
faerie. – Ivy przeszedł dreszcz. Nie, nie pytaj o to, błagam.
– Niestety, nie ma jej tu dziś, by mogła mi to wyjaśnić.
Lauris, znasz ją?
Czy Ivy
ją zna? To głupie pytanie. Lauris Fallstone to jej matka, ciężko
nie kojarzyć. Ale Ivy urodzi się dopiero za sto lat. Choć nie
przepada za tym, tym razem ucieszyła się, że może kłamać.
– Nic
mi nie mówi to imię – odparła, pilnując reakcji swojego ciała
na kłamstwo. Choć właściwie nie było to duże kłamstwo. Lauris
zmarła dawno temu. Dobrze, że jej tu nie ma. Ivy nie była pewna,
jak zareagowałaby, gdyby matka właśnie teraz weszła do
pomieszczenia.
Królowa
Jasnego Dworu machnęła ręką.
– Nieważne.
Zatem, jakie było twoje pytanie?
Na twarz
dziewczyny wkradło się zaskoczenie. Przypuszczała, że najpierw
Królowa Faerie będzie czegoś żądała, tak jak od Jace'a i Clary,
ale może uda jej się coś uzyskać za darmo.
– Słyszałam,
że da się rozszczepić człowieka na dobrą część i złą.
Chciałabym wiedzieć, jak połączyć obie wersje z powrotem, jeśli
można. – Gdy skończyła, ukłoniła się lekko.
Królowa
zamyśliła się.
– Dlaczego
sądzisz, że to wiem? – spytała.
– Uznałam,
że tak potężna istota to potrafi, a co dopiero wie –
odpowiedziała, zerkając na Królową. Musi wiedzieć.
Władczyni
Jasnego Dworu uśmiechnęła się lekko.
– Dobrze,
zdradzę ci, jak tego dokonać, ale potrzebuję czegoś w zamian.
Sekret za sekret, przysługa za przysługę.
Ivy
przeklęła w duchu.
– Jest
coś, czego mogłaby chcieć ode mnie Królowa Jasnego Dworu? –
spytała, cicho.
– A i
owszem. Proponuję ci wymianę. Zdradzę ci, jak połączyć dobro ze
złem znów w jednej osobie, a ty porzucisz Nocnych Łowców, by być
mi oddaną służką.
Ivy
wpierw chciała się nie zgodzić. Ale po chwili dotarło do niej, że
niedługo wróci do swoich czasów. W razie czego Królowa nawet nie
będzie mogła jej siłą do siebie sprowadzić. Nie rozumiała
jedynie, po co Królowej taka nieistotna Nocna Łowczyni, jak ona.
– Zgoda.
– Opuściło jej usta.
Królowa
uśmiechnęła się.
– Masz
do mnie wrócić równo za tydzień. Daję ci czas na zakończenie
wszelkich przyziemnych spraw – oznajmiła, po czym machnęła ręką,
jakby Ivy miała już odejść.
– A
połączenie? – upomniała się dziewczyna.
– Ach,
tak... – Władczyni machnęła ręką na faerie stojącą pod
ścianą. Ta przyniosła jej kawałek papieru i pióro. Przez chwilę
pomieszczenie wypełniało skrobanie, po czym Królowa wcisnęła
papier w dłoń Ivy.
– To
Runa Zespolenia. Wystarczy ją nadać obu rozdzielonym częściom, a
te połączą się.
– A co
jeśli rozdzielono kogoś innego niż Nocnego Łowcę? – dopytała
Ivy. Przecież Kyle zdawał się być całkowicie Przyziemny.
– Pytałaś,
jak połączyć rozszczepioną osobę. Nie wspominałaś o jej rasie
ani słowa – odparła Królowa, podnosząc się z tronu.
– Ale...
– jęknęła Ivy, lecz władczyni już wyszła z pomieszczenia,
chichocząc cicho. Fioletowa faerie znów pojawiła się znikąd i
zaprowadziła Ivy do wyjścia.
Świetnie.
Niby ma runę, ale jeśli zabije ona Kyle'a? Z drugiej strony bycie
Nocnym Łowcą nie może tyczyć się tylko złej części całego
Christiana, prawda? Ivy miała taką nadzieję.
________
W tym rozdziale tylko Ivy, w następnym tylko Sorelle, a potem już koniec :) Dużo myślałam nad kontynuacją, ale nie wiem czy warto się jej podjąć, czy jedynie napisać epilog, jak kto skończył. Co myślicie? Odezwijcie się, jeśli jeszcze na mnie czekacie :)
Ciekawy rozdział, już nie mogę się doczekać następnego :)
ReplyDeleteZgłaszam się do czekających! 🙋
ReplyDeleteKocham twoje ff. Wcześniej nie spotkałam takiego pomysłu + uwielbiam twój styl pisania.
Nie przestawaj pisać, kontynuuj, ploooose
Czekam na następny rozdział (i jak najpóźniej epilog ^^)
Świetnie piszesz :) Czekam na następny rozdział :D
ReplyDeletekontynuuj to
ReplyDeleteznalazłam to niedawno i to nie może się już skończyć
po prostu nie
nie i tyle
Super. Czekam na nekst. Nie chcę, żebyś kończyła bloga.
ReplyDelete