Minęło
zaledwie parę godzin od niezwykle przyjemnej rozmowy Sorelle, Ivy i
Kyle'a. Steelforest nie była pewna jak i kiedy jej przyjaciółka
obezwładniła ją i wyklepała niemal wyuczoną regułkę o zakazie
zabijania niewinnych i takie bzdety. Brytyjka była niemile
zaskoczona stanowczością Ivy i siłą jej mięśni. Irytowała ją
również niezdrowa ekscytacja ich towarzysza na to krótkie starcie.
Dosłownie
parę minut temu całą trójka przekroczyła próg Instytutu, czego
nie omieszkał skomentować, przebywający wciąż przy wejściu z
założonymi rękoma, William. Wpierw okazał wręcz dziecięcą
radość na widok naburmuszonej Sorelle, a chwilę później
zmarszczył z niesmakiem brwi, widząc Kyle'a.
Charlotte
Branwell nie była szczęśliwa, zobaczywszy lepszą połowę
Christiana Grayowla w swoim holu. Sam chłopak emanował radością i
urokiem, co niezmiernie wkurzało Sorelle. Wyglądało na to, że w
całym Instytucie jedynie Henry wydawał się być w zwyczajnym
nastroju.
W
salonie znajdowali się ostatecznie: co chwilę wzdychająca Ivy,
ciskająca gromami z oczu Sorelle, czujny i mrużący oczy Will,
oparty o ścianę Jem, Tessa, smutno zerkająca na Kyle'a, ten
ostatni miło uśmiechający się do wszystkich, nieco zmieszana
Charlotte i Henry.
– Co
teraz? – zabójczą ciszę przerwała Charlotte.
– Proponowałam,
by zabić lepszą połowę w nadziei na śmierć tej gorszej, ale
panna Uratuję Wszystkich powiedziała nie – mruknęła Sorelle,
posyłając Ivy spojrzenie pełne wyrzutu. Nocna Łowczyni nie
przejęła się tym zbytnio.
– To
by było zbyt proste – uznał Jem. – Myślę, że Grayowl nie
jest, aż tak głupi, by zostawić nam tak prostą drogę do swej
zguby. Pozostawił tego młodzieńca samego sobie, więc musi być
nieistotny.
– A
co z Mortmainem? – odezwała się Ivy. Sorelle posłała jej
spojrzenie pod tytułem:"Jakbyśmy nie miały więcej
problemów".
Tessa
posmutniała, a Jem i Will nagle wyprostowali się i jakby zaczęli
czuwać. Steelforest przewróciła oczami.
– Myślę,
że Grayowl jest ważniejszy – oznajmiła Sorelle. – Bez urazy –
zwróciła się w stronę Tessy. Ta pokiwała głową.
– Jeśli
mogę się wtrącić... – odezwał się Kyle.
– Nie
możesz – syknęła Sorelle. – Dzieci, ryby i dobre klony złych
gości głosu nie mają.
– Sorelle!
– Ivy posłała przyjaciółce pełne dezaprobaty spojrzenie. –
Proponuję, byśmy poszukali czegoś o rozszczepianiu osób, a
Sorelle przypilnuje naszego gościa – mówiąc ostatnie słowa
uśmiechnęła się nieco złośliwie.
Czarnowłosa
wlepiła w nią wzrok, mając mord w oczach, na co Ivy jedynie się
zaśmiała. Ku przerażeniu Steelforest zgromadzeni zgodzili się, że
tak będzie lepiej i chcąc nie chcąc Sorelle musiała zostać z
Kyle'm. Charlotte zarządziła, by zamknąć go w Sanktuarium i niech
tam siedzą. Dziewczynę jedynie to bardziej wnerwiło. Ciemno, zimno
i w dodatku jeszcze jako niańka?
No,
ale co miała zrobić? Zgodziła się.
***
W
Sanktuarium było ciemno, zimno i dało się słyszeć pogłos
kapiącej wody. Sorelle siedziała z nogami podwiniętymi i objętymi
rękami, tępo wpatrując się w ścianę. Czuła na sobie wzrok
Kyle'a, ale nie miała zamiaru się mu odwdzięczać. Co najmniej
godzinę wcześniej powiedziała mu, by się do niej nie odzywał, na
co chłopak grzecznie przystał. Jakżeby inaczej? W końcu to dobry
klon.
Gdy
zbliżał się wieczór do małego więzienia Sorelle zajrzał Will.
Steelforest przyjęła to niemrawo. Czarnowłosy stanął w mdłym
świetle świecy i zerknął na nią błękitnymi oczyma.
– Jak
się miewasz? – zapytał, niby niewinnie. Sorelle podniosła wzrok
i uśmiechnęła się słodko.
– Cudownie.
– Cieszy
mnie to. – Wyszczerzył zęby. – A nasz mały psychopata? –
Łypnął w stronę Kyle'a. Sorelle zacisnęła zęby. To jak ten
człowiek błyskawicznie doprowadzał ją do szału było wręcz
imponujące.
– Czy
możesz stąd iść i nie sprawiać, że każda chwila mojego życia
jest wypełniona złością i gniewem? – spytała, siląc się na
brak wrogości w głosie.
William
zmierzył ją uważnym spojrzeniem, a w jego jasnych tęczówkach
było coś, czego nie mogła rozpoznać. Wciąż jednak milczał.
– Wracaj
do swojej ukochanej – dodała, mając nadzieję, że to go poruszy.
I
chyba zadziałało. Spuścił wzrok, błądził nim chwilę po ziemi
i ruszył w stronę wyjścia.
Będąc
jedną stopą na zewnątrz odwrócił się i dodał.
– Żeby
jedynej.
Sorelle
poczuła się jakby dostała kubłem zimnej wody. Z wytrzeszczonymi
oczami wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął chłopak.
Czuła na sobie wzrok Kyle'a i, nie wiedzieć czemu, to sprawiło, że
oblał ją rumieniec.
Zerwała
się z ziemi i pobiegła do wyjścia, zapominając całkiem o swojej
misji. Musiała znaleźć Ivy. Potrzebowała rady przyjaciółki, a
jednocześnie współwinnej całej misji.
***
Ivy
stała na ulicy sąsiadującej z tą, przy której stał Instytut i
rozmawiała z jedyną chętną do zwierzeń faerie. Ta jednak
wiedziała jeszcze mniej od nich i po chwili Ivy podziękowała,
wzdychając.
To
jest strasznie trudne. Mają dobrą część Grayowla, ale co z tego?
I jeszcze zmieniają historię. Wiedziała, że to nieuchronne, ale
nie sądziła... Zbyt dużo zmieniły. Czuła, że skończy się to
źle.
– Ivy!
– Z rozmyślań wyrwał ją głos Sorelle. Zmarszczyła brwi i
odwróciła się.
– Miałaś
być z... – Zaczęła, ale roztrzęsiona dziewczyna jej
przeszkodziła.
– Zmieniłyśmy
historię! – wypluła z siebie jednym tchem ze łzami w oczach. –
Will chyba prócz Tessy czuje coś do mnie! To okropne! To się źle
skończy...
Ivy
miała tysiąc myśli w głowie, ale nie odezwała się, a jedynie
przytuliła Sorelle. Jeszcze to naprawią.
Wtem
do ich uszu dobiegł wrzask, a zza zakrętu wyjechał powóz. Ivy
zmarszczyła brwi, po czym wytrzeszczyła oczy.
– Mortmain
– szepnęła, poznając wóz. Wymieniła spojrzenie z Sorelle, po
czym ruszyły w stronę Instytutu.
Przywitał
je obraz rozpaczy po starciu. Martwa Jessamine (nawet nie zauważyły
kiedy ją przywieziono) na schodach, krwawiący Jem, zrozpaczony
Will... I Kyle, który w tym momencie wbiegł na dziedziniec.
– Porwali
Tessę – wydukał z siebie Will, trzymając w ramionach Jessie.
Sorelle przeszedł dreszcz. Nie za wcześnie? Nawet nie wiedzą.
Wszystko jest nie tak!
– Kyle!
– Ivy zachowała zimną krew i podbiegła do chłopaka. – Błagam
cię, jeśli coś pamiętasz, powiedz nam.
– Trzeba
im pomóc! – jęknął chłopak.
Ivy
uciszyła go spojrzeniem.
– My
tu jesteśmy intruzami. Poradzili sobie bez nas, poradzą i teraz.
Musimy znaleźć Grayowla. Przypomnij sobie coś.
Chłopak
pokiwał głową, po czym zacisnął powieki i skupił się. Sorelle
podeszła powoli do ich obojga, uważnie obserwując szatyna.
– Rozszczepienie...
– wymruczał.
– To
wiemy – ponagliła go Ivy.
Zacisnął
mocniej powieki, jakby to sprawiało mu już ból.
– Faerie...
Królowa... To ona to zrobiła...
Cudowny blog. Naprawdę pięknie piszesz, a z każdym postem jest coraz lepiej. Masz naprawdę wspaniałe pomysły, tylko pozazdrościć. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie jeszcze ciekawszy i z całego serca Ci tego życzę. :-)
ReplyDeleteDziękuję Ci bardzo!
DeleteMam ich o wiele więcej, tylko kiepsko z systematycznością ._. Mam nadzieję, że nie zawiodę resztą opowiadania :).
Ale mnie tym wszystkim zaciekawiłaś ^^
ReplyDeleteCzekam na następny z niecierpliwością :)
Wyczerpałam limit ambitnych komentarzy. >.<
ReplyDeleteRozdział był bardzo ciekawy i niecierpliwie czekam na następny. :D Weny!
Rozdział cudny. Kiedy będzie next?
ReplyDelete