2015-05-23

Rozdział 10

      Minęło zaledwie parę godzin od niezwykle przyjemnej rozmowy Sorelle, Ivy i Kyle'a. Steelforest nie była pewna jak i kiedy jej przyjaciółka obezwładniła ją i wyklepała niemal wyuczoną regułkę o zakazie zabijania niewinnych i takie bzdety. Brytyjka była niemile zaskoczona stanowczością Ivy i siłą jej mięśni. Irytowała ją również niezdrowa ekscytacja ich towarzysza na to krótkie starcie.
      Dosłownie parę minut temu całą trójka przekroczyła próg Instytutu, czego nie omieszkał skomentować, przebywający wciąż przy wejściu z założonymi rękoma, William. Wpierw okazał wręcz dziecięcą radość na widok naburmuszonej Sorelle, a chwilę później zmarszczył z niesmakiem brwi, widząc Kyle'a.
      Charlotte Branwell nie była szczęśliwa, zobaczywszy lepszą połowę Christiana Grayowla w swoim holu. Sam chłopak emanował radością i urokiem, co niezmiernie wkurzało Sorelle. Wyglądało na to, że w całym Instytucie jedynie Henry wydawał się być w zwyczajnym nastroju.
      W salonie znajdowali się ostatecznie: co chwilę wzdychająca Ivy, ciskająca gromami z oczu Sorelle, czujny i mrużący oczy Will, oparty o ścianę Jem, Tessa, smutno zerkająca na Kyle'a, ten ostatni miło uśmiechający się do wszystkich, nieco zmieszana Charlotte i Henry.
      – Co teraz? – zabójczą ciszę przerwała Charlotte.
      – Proponowałam, by zabić lepszą połowę w nadziei na śmierć tej gorszej, ale panna Uratuję Wszystkich powiedziała nie – mruknęła Sorelle, posyłając Ivy spojrzenie pełne wyrzutu. Nocna Łowczyni nie przejęła się tym zbytnio.
      – To by było zbyt proste – uznał Jem. – Myślę, że Grayowl nie jest, aż tak głupi, by zostawić nam tak prostą drogę do swej zguby. Pozostawił tego młodzieńca samego sobie, więc musi być nieistotny.
      – A co z Mortmainem? – odezwała się Ivy. Sorelle posłała jej spojrzenie pod tytułem:"Jakbyśmy nie miały więcej problemów".
      Tessa posmutniała, a Jem i Will nagle wyprostowali się i jakby zaczęli czuwać. Steelforest przewróciła oczami.
      – Myślę, że Grayowl jest ważniejszy – oznajmiła Sorelle. – Bez urazy – zwróciła się w stronę Tessy. Ta pokiwała głową.
      – Jeśli mogę się wtrącić... – odezwał się Kyle.
      – Nie możesz – syknęła Sorelle. – Dzieci, ryby i dobre klony złych gości głosu nie mają.
      – Sorelle! – Ivy posłała przyjaciółce pełne dezaprobaty spojrzenie. – Proponuję, byśmy poszukali czegoś o rozszczepianiu osób, a Sorelle przypilnuje naszego gościa – mówiąc ostatnie słowa uśmiechnęła się nieco złośliwie.
      Czarnowłosa wlepiła w nią wzrok, mając mord w oczach, na co Ivy jedynie się zaśmiała. Ku przerażeniu Steelforest zgromadzeni zgodzili się, że tak będzie lepiej i chcąc nie chcąc Sorelle musiała zostać z Kyle'm. Charlotte zarządziła, by zamknąć go w Sanktuarium i niech tam siedzą. Dziewczynę jedynie to bardziej wnerwiło. Ciemno, zimno i w dodatku jeszcze jako niańka?
      No, ale co miała zrobić? Zgodziła się.
***
      W Sanktuarium było ciemno, zimno i dało się słyszeć pogłos kapiącej wody. Sorelle siedziała z nogami podwiniętymi i objętymi rękami, tępo wpatrując się w ścianę. Czuła na sobie wzrok Kyle'a, ale nie miała zamiaru się mu odwdzięczać. Co najmniej godzinę wcześniej powiedziała mu, by się do niej nie odzywał, na co chłopak grzecznie przystał. Jakżeby inaczej? W końcu to dobry klon.
      Gdy zbliżał się wieczór do małego więzienia Sorelle zajrzał Will. Steelforest przyjęła to niemrawo. Czarnowłosy stanął w mdłym świetle świecy i zerknął na nią błękitnymi oczyma.
      – Jak się miewasz? – zapytał, niby niewinnie. Sorelle podniosła wzrok i uśmiechnęła się słodko.
      – Cudownie.
      – Cieszy mnie to. – Wyszczerzył zęby. – A nasz mały psychopata? – Łypnął w stronę Kyle'a. Sorelle zacisnęła zęby. To jak ten człowiek błyskawicznie doprowadzał ją do szału było wręcz imponujące.
      – Czy możesz stąd iść i nie sprawiać, że każda chwila mojego życia jest wypełniona złością i gniewem? – spytała, siląc się na brak wrogości w głosie.
      William zmierzył ją uważnym spojrzeniem, a w jego jasnych tęczówkach było coś, czego nie mogła rozpoznać. Wciąż jednak milczał.
      – Wracaj do swojej ukochanej – dodała, mając nadzieję, że to go poruszy.
      I chyba zadziałało. Spuścił wzrok, błądził nim chwilę po ziemi i ruszył w stronę wyjścia.
      Będąc jedną stopą na zewnątrz odwrócił się i dodał.
      – Żeby jedynej.
      Sorelle poczuła się jakby dostała kubłem zimnej wody. Z wytrzeszczonymi oczami wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął chłopak. Czuła na sobie wzrok Kyle'a i, nie wiedzieć czemu, to sprawiło, że oblał ją rumieniec.
      Zerwała się z ziemi i pobiegła do wyjścia, zapominając całkiem o swojej misji. Musiała znaleźć Ivy. Potrzebowała rady przyjaciółki, a jednocześnie współwinnej całej misji.
***
      Ivy stała na ulicy sąsiadującej z tą, przy której stał Instytut i rozmawiała z jedyną chętną do zwierzeń faerie. Ta jednak wiedziała jeszcze mniej od nich i po chwili Ivy podziękowała, wzdychając.
      To jest strasznie trudne. Mają dobrą część Grayowla, ale co z tego? I jeszcze zmieniają historię. Wiedziała, że to nieuchronne, ale nie sądziła... Zbyt dużo zmieniły. Czuła, że skończy się to źle.
      – Ivy! – Z rozmyślań wyrwał ją głos Sorelle. Zmarszczyła brwi i odwróciła się.
      – Miałaś być z... – Zaczęła, ale roztrzęsiona dziewczyna jej przeszkodziła.
      – Zmieniłyśmy historię! – wypluła z siebie jednym tchem ze łzami w oczach. – Will chyba prócz Tessy czuje coś do mnie! To okropne! To się źle skończy...
      Ivy miała tysiąc myśli w głowie, ale nie odezwała się, a jedynie przytuliła Sorelle. Jeszcze to naprawią.
      Wtem do ich uszu dobiegł wrzask, a zza zakrętu wyjechał powóz. Ivy zmarszczyła brwi, po czym wytrzeszczyła oczy.
      – Mortmain – szepnęła, poznając wóz. Wymieniła spojrzenie z Sorelle, po czym ruszyły w stronę Instytutu.
      Przywitał je obraz rozpaczy po starciu. Martwa Jessamine (nawet nie zauważyły kiedy ją przywieziono) na schodach, krwawiący Jem, zrozpaczony Will... I Kyle, który w tym momencie wbiegł na dziedziniec.
      – Porwali Tessę – wydukał z siebie Will, trzymając w ramionach Jessie. Sorelle przeszedł dreszcz. Nie za wcześnie? Nawet nie wiedzą. Wszystko jest nie tak!
      – Kyle! – Ivy zachowała zimną krew i podbiegła do chłopaka. – Błagam cię, jeśli coś pamiętasz, powiedz nam.
      – Trzeba im pomóc! – jęknął  chłopak.
      Ivy uciszyła go spojrzeniem.
      – My tu jesteśmy intruzami. Poradzili sobie bez nas, poradzą i teraz. Musimy znaleźć Grayowla. Przypomnij sobie coś.
      Chłopak pokiwał głową, po czym zacisnął powieki i skupił się. Sorelle podeszła powoli do ich obojga, uważnie obserwując szatyna.
      – Rozszczepienie... – wymruczał.
      – To wiemy – ponagliła go Ivy.
      Zacisnął mocniej powieki, jakby to sprawiało mu już ból.
      – Faerie... Królowa... To ona to zrobiła...

5 comments:

  1. Cudowny blog. Naprawdę pięknie piszesz, a z każdym postem jest coraz lepiej. Masz naprawdę wspaniałe pomysły, tylko pozazdrościć. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie jeszcze ciekawszy i z całego serca Ci tego życzę. :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję Ci bardzo!
      Mam ich o wiele więcej, tylko kiepsko z systematycznością ._. Mam nadzieję, że nie zawiodę resztą opowiadania :).

      Delete
  2. Ale mnie tym wszystkim zaciekawiłaś ^^
    Czekam na następny z niecierpliwością :)

    ReplyDelete
  3. Wyczerpałam limit ambitnych komentarzy. >.<
    Rozdział był bardzo ciekawy i niecierpliwie czekam na następny. :D Weny!

    ReplyDelete
  4. Rozdział cudny. Kiedy będzie next?

    ReplyDelete