- Dobrze się czujesz? - usłyszała męski głos za sobą. Nie był to irytujący Herondale, ani nadopiekuńczy Jem. To był ktoś inny.
Czarnowłosa odwróciła się i ujrzała wysokiego chłopaka o brązowych kosmykach. Pogrzebała w zakamarkach swojej marnej pamięci i doszła do wniosku, że jest to jeden braci Lightwood, ale nie miała pojęcia który. To Ivy była od takich spraw.
- A ty to, przepraszam, kto?
- Gabriel Lightwood, panienko - ukłonił się lekko.
Sorelle pomyślała, że zbyt dużo osób już ją zna. Urodzi się dopiero za sto pięćdziesiąt lat z kawałkiem. Poza tym ich plan nie przewidywał ucieczki Ivy.
- Sorelle Steelforest - przedstawiła się i powróciła do ćwiczeń. Tylko tak mogła zapomnieć o zaginionej przyjaciółce, o którą cholernie się martwiła.
Ale Lightwood nie dawał za wygraną. Sorelle przewróciła oczami, widząc, że nie idzie sobie w cholerę. Miał podrywać Cecily, niech da jej spokój! Chwyciła pewniej nóż i odwróciła się. W mgnieniu oka trzymała ostrze blisko szyi chłopaka.
- Nie denerwuj mnie. Nie dziś - wysyczała.
- Ale ja nic nie zrobiłem panience - Gabriel patrzył na nią nieco zlękniony. - Po prostu chciałem być dżentelmenem...
- Oh, zamknij się - syknęła, tym samym odsuwając nóż od jego gardła. - Tak, wiem, zero manier, zero kobiecego uroku, bla, bla, bla - dodała, widząc jego minę. Miała głęboko gdzieś to czy pasuje do tego czasu, czy też nie.
Gabriel zmierzył ją wzrokiem i wyszedł.
Sorelle westchnęła i opuściła ramiona, zrezygnowana. Gdy nie ma Ivy jej wybuchowy charakter daje o sobie znać zdecydowanie zbyt często.
Wtem do sali treningowej wpadła zdyszana Sophie.
- Panienko... Sorelle... Znalazła się... Panienka Ivy... - wydyszała z siebie służka.
Sorelle otworzyła oczy ze zdumienia i chwilę później pędziła już na łeb, na szyję korytarzami Instytutu. Wpadła z hukiem do salonu, gdzie wszyscy zebrani zwrócili na nią uwagę. W spojrzeniu Charlotte czaiła się nagana, ale Sorelle się tym nie przejęła.
- Ivy - wydusiła z siebie i rzuciła się przyjaciółce na szyję. Ta wybuchła radosnym śmiechem.
- Nic mi nie jest, Elle - mruknęła, przytulając ją.
Tessa patrzyła na nie z uśmiechem, Jem ze śmiejącymi się oczami, nawet Will przejawił jakieś pozytywne emocje.
- Co się z tobą działo? - spytała Sorelle, gdy tylko Ivy odsunęła się od niej.
- Porwał mnie zmutowany czarownik i chciał pożreć. Uratował mnie jego uczeń - w dwóch zdaniach streściła to, dlaczego Sorelle nie mogła spać przez niemal czterdzieści osiem godzin.
- Że co? - oczy Steelforest niemal wyszły z orbit.
Ivy machnęła ręką.
- To nic. Isaac mnie uratował - wskazała na młodzieńca siedzącego obok.
Dopiero teraz Sorelle zorientowała się, że ktoś prócz nich znajduje się w pomieszczeniu. Jasnowłosy chłopak siedział obok Ivy i uśmiechał się lekko. Sorelle próbowała znaleźć na jego ciele jakieś znaki tego, że jest czarownikiem, ale nie udało jej się. Zamiast tego przybrała jeden z najmilszych uśmiechów, jakie tylko miała i przedstawiła się.
- Sorelle Steelforest - dygnęła, choć wciąż miała na sobie strój treningowy. I szczerze powiedziawszy miała nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała nosić tych okropnych sukien.
- Isaac Watersword - młodzieniec ucałował jej dłoń, na co musiała powstrzymać się, by nie przewrócić oczami.
- Isaacu - Charlotte klasnęła w dłonie, wyraźnie zachwycona, że jedna z jej nowych podopiecznych tak szybko znalazła przystojnego adoratora. - Może zechcesz zostać na kolację?
Sorelle czuła do czego zmierza pani Branwell. I niespecjalnie jej się to podobało.
- Właśnie, zostań - uśmiechnęła się Ivy.
Steelforest wodziła srebrnymi oczami od jednego do drugiego. Coś tu śmierdzi...
***
Gdy zapadał zmrok Sorelle i Ivy relaksowały się w salonie, przy kominku. Aquaflame wciąż miała zabójczo dobry humor, choć od kolacji minął spory kawał czasu. W międzyczasie poznały resztę mieszkańców Instytutu, choć wiedziały o nich więcej, niż im się zdawało. Z miejsca polubiły Gideona, a jego czułe spojrzenia rzucane Sophie obezwładniały romantyczną duszę Ivy. Isaac okazał się być niezwykle zabawny, jak na czarownika. Nawet wiecznie naburmuszony Will zaczął być dla niego miły.
Jednak mimo tych małych sukcesów Sorelle wiedziała, że robią to źle. Wszystko źle. Nocni Łowcy nie powinni lubić Isaaca. Nie powinni go znać. Poznać. To przez nie. Zmieniają historię. Może tego właśnie chciał Grayowl? By to one zepsuły przeszłość?
Sorelle udawała, że czyta książkę, podczas, gdy Ivy wzdychała.
- Myślisz o Isaacu, co? - odezwała się czarnowłosa, jednocześnie zamykając książkę. Spojrzała uważnie na przyjaciółkę. Ta zarumieniła się lekko.
- Tak właściwie to tak.
Sorelle westchnęła.
- Wiesz, że nawet nie mamy pewności czy jest w naszych czasach? To znaczy, cieszę się, że ci pomógł, ale nie myśl o nim tyle, bo się zakochasz i co będzie? - skomentowała. Ivy przewróciła oczami.
- A ty sceptyczna, jak zwykle. Tak w ogóle, to powinnyśmy zająć się szukaniem Grayowla. Isaac może nam pomóc...
- Tak samo jak Magnus - przerwała jej Sorelle.
- Magnus - prychnęła Ivy. - Nie pamiętasz, że w tych czasach nie przepadał za Łowcami? Willa lubił, ale to wszystko. Nie pomoże nam tylko dlatego, że znamy chłopaka, którego pokocha za sto pięćdziesiąt lat.
Sorelle spuściła wzrok.
- No, może i masz rację - oznajmiła po chwili i westchnięciu pełnym rezygnacji.
Wtem do salonu wpadł Will. Mimo zmiętolonej koszuli i kropli potu na czole, uśmiechał się.
- Trafiliśmy na ślad Christiana Grayowla.
Witam! Niestety nie jestem w stanie stwierdzić, czy "Zło czai się wszędzie." w Twoim zgłoszeniu to tytuł, czy początek opisu. Bardzo proszę o informację pod zgłoszeniem. Pozdrawiam, Repesco. Katalog Euforia.
ReplyDeleteTwój blog został dodany do Katalogu Euforia. Pozdrawiam, Repesco. :)
ReplyDeleteBoskie. Czekam na next.
ReplyDeletePrzeczytałam. :) Jest co raz ciekawiej, strach się bać, co dziewczyny tam namieszają. Już czekam na następny rozdział. :D
ReplyDeleteWeny! :>
Dziękuję! Bardzo mi miło, że Ci się podoba :)
DeleteSuper opowiadanie i bardzo fajny pomysł :)
ReplyDeleteJuż nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D