2015-02-23

Rozdział 7

      Ivy raz w życiu cieszyła się, że umrze w ciemności. Raz w życiu, bo czuła że jest cała czerwona. Gdy obcy chłopak podszedł do niej czuła, że dziwniejszych okoliczności zgonu mieć się chyba nie da. Zapiekły ją oczy, ale nie wiedziała czy od wszechobecnego gorąca, czy może przez krępującą sytuację. Miała wrażenie, że inne dźwięki ucichły, a słyszy jedynie urywany oddech Isaaca. Wpatrywała się w niego swoimi orzechowymi oczami, cicho modląc się o ratunek, o to by znikąd wyskoczyła Sorelle i ścięła głowę zielonemu czarownikowi. Albo o to, by Jace cofnął się za nimi i ją uratował. Ktokolwiek. Nawet by to sam Isaac nagle uznał, że lepiej jednak jej nie jeść.
      - Naprawdę mi przykro, ale tylko on może mi pomóc - szepnął do niej chłopak, skończywszy rozsznurowywać jej buty.
      Ivy pokiwała głową i zorientowała się, że z jej oczu ciekną gorące łzy. Zaszlochała.
      - Ej, cii - Isaac podniósł na nią wzrok i dziewczyna dostrzegła, że w orzechowych oczach czają się zielone i niebieskie przebłyski. Prócz tego wyglądał na smutnego. Zdjął buty z jej stóp.
      I wtedy zamarł.
      Ivy przeniosła spojrzenie na swoje stopy. Przeszedł ją dreszcz. Nienawidziła tej części swojego ciała najbardziej na świecie, ale jeśli te małe zielononiebieskie łuski mogłyby ją uratować, to cieszyła się, że jednak je ma.
      - Co? - szepnęła cicho, patrząc na Isaaca zaniepokojona, z nutką nadziei.
      Chłopak podniósł na nią wzrok.
      - Co się tak guzdrzesz? - rozległ się basowy pomruk zielonego czarownika. Isaac nie zwrócił na niego uwagi.
      - Ufasz mi? - spytał, patrząc na Ivy z powagą. Dziewczyna pomyślała, że to komiczne. I zalatuje tanimi komediami romantycznymi. Przed chwilą przepraszał, że musi ją zjeść.
      - Tak - odezwała się, tym samym zaskakując samą siebie.
      Po twarzy Isaaca przemknął cień uśmiechu. Pozostawił w spokoju jej odzienie i sięgnął do czegoś na półce. Jego dłoń zniknęła w słoiku, a gdy ją wyjął z pięści sypał się zielony proszek.
      - Sansakr sar! Exeuros aquatros! - krzyknął i rozsypał zawartość dłoni na cały pokój.
      - Co ty... - odezwał się zielony, ale przerwało mu donośne bulgotanie.
      Ivy rozejrzała się przerażona. Wszelkimi możliwymi otworami do pomieszczenia zaczęła wlewać się woda. Isaac znalazł się nagle obok niej i z zawrotną prędkością zaczął rozwiązywać jej więzy. Zielony czarownik był zbyt zaaferowany tonącym pomieszczeniem, by przejąć się uciekającą Nocną Łowczynią.
      Zrzuciła z siebie resztę więzów i spojrzała na Isaaca z mieszaniną radości i strachu na twarzy. Chłopak bez słowa chwycił jej dłoń i pociągnął do wyjścia. Woda sięgała im już do pasa.
      Na korytarzu dziewczyna zorientowała się, że pomieszczenie, w którym miała zostać zjedzona znajduje się w dusznej piwnicy i gdyby nie Isaac nie znalazłaby wyjścia. Ciągnął ją zawiłymi korytarzami, po schodach w górę i w dół. Gdy woda sięgała im już szyj Ivy poczuła swędzenie w okolicy stóp.
      - O, nie - jęknęła.
      Poczuła, że się dusi. Wyrwała dłoń z uścisku Isaaca i zanurzyła głowę pod wodę. Wzięła głęboki wdech, czując rumieńce. Głupie płetwy i skrzela. Po chwili przed nią, z policzkami pełnymi powietrza, pojawił się Isaac. Wskazał palcem drogę i popłynął pierwszy. Jego przydługa szata wyglądała zabawnie ciągnąc się za nim pod wodą. Ivy zamachała dwa razy płetwami i już była przed nim. Uśmiechnął się, wskazując drzwi.
      Dziewczyna nacisnęła klamkę i ciąg wody wyrzucił ją z domu. Chwilę później i ona, i Isaac kasłali na środku ulicy. Po jej płetwach i skrzelach zniknął ślad.
      - Dziękuję - odezwała się, gdy oczyściła już drogi oddechowe.
      Isaac uśmiechnął się.
      - Powinnaś się przebrać i ogrzać. Chodź ze mną.
      Może to i głupie, i lekkomyślne, ale poszła za nim.
***
      Sorelle była bliska osiwienia. Jej przyjaciółki nie było od tylu godzin, cały Instytut jej szukał i nadal nic. Will co jakiś czas wtrącał niepotrzebne i kąśliwe uwagi. W normalnych okolicznościach odpowiedziałaby mu, ale teraz żałowała, że nie jest on drugim Jemem. Tessa irytowała ją mocno. Wciąż powtarzała, że Ivy się znajdzie i zachowywała się tak, jakby albo nikt jej nigdy nie zaginął, albo jakby mało ją to wszystko obchodziło. Sorelle nie miała ochoty zastanawiać się, która opcja jest prawdziwa.
      - Zaraz wschód słońca - jęknęła pod nosem.
      - Sorelle! - usłyszała krzyk Willa. Przewróciła oczami.
      - Co znowu?
      Pojawił się przed nią zdyszany, z czarnymi włosami przyklejonymi do czoła.
      - Podobno ktoś uciekł miejscowemu czarownikowi prosto z garnka... Ponoć miał podać Nocnego Łowcę.
      Sorelle przymknęła oko na wieści o garnku i oznajmiła.
      - Musimy to sprawdzić.
***
      Może i mama chciałaby dla niej innego życia, ale w innym życiu miałaby sterty pracy domowej, pryszcze, nastoletniego lenia i parę innych mniej przyjemnych rzeczy. A tak, Ivy siedziała w ciepłym mieszkaniu Isaaca, otulona kocem, gapiąc się na kominek. Nie mogła jedynie pojąć dlaczego czarownik nagle zdecydował się jej pomóc.
      Gdy wszedł do pokoju z gorącą zupą, zerknęła na niego. Ogień grał wesoło na jego jasnej twarzy, ostrząc rysy, jednak mimo tego wydawał się być sympatyczny.
      - Proszę, pomoże ci się ogrzać - podał jej miskę z zupą i uśmiechnął się.
      - Dlaczego mi pomogłeś?
      Isaac przełknął ślinę i usiadł naprzeciwko niej. Spojrzał na nią uważnie.
      - Jesteśmy podobni. Dlatego.
      Ivy skrzywiła się.
      - Jak to podobni?
      Chłopak bez słowa podniósł dłoń do szyi i odsunął szal. Oczom Ivy ukazały się skrzela. Nieco skurczone, ewidentnie aktualnie nieużywane, ale skrzela.
      Mimowolnie podniosła dłoń do własnej szyi.
      - Widzi panienka.
      - Ivy - odezwała się. Gdy spojrzał na nią zdezorientowany uśmiechnęła się. - Mam na imię Ivy.
      - Isaac - przedstawił się i szarmancko ucałował jej dłoń.
      Mimo, iż czuła się dziwnie w tych czasach, poczuła, że może zmieni zdanie na swój temat. Może zmieni coś więcej, niż tylko losy innych. Może naprawi własny.

3 comments:

  1. Jeeeest! Już straciłam nadzieję że wstawisz cokolwiek za mojego życia! Rozdział niesamowity ale zdziwiło mnie to jak przedstawiłaś Tess. Podoba mi się. Tak samo jak Isaac. Fajnie że Ivy znalazła kogoś podobnego do siebie.

    ReplyDelete
  2. Witam
    Nie chciałbym przeszkadzać, jednak mam pewną wiadomość... W każdym razie nie jest to typowy spam, bo przeglądając bloggera w poszukiwaniu przypadkowych osób, które znają poprawnie jęz. Polski, natrafiłam tutaj z ofertą. Chciałabym zaprosić Cię do uczestniczenia w prowadzeniu bloga grupowego o uczniach akademii w Seattle. Jest to szkoła artystyczna. Każdy może wybrać sobie w niej osobę i prowadzić jej życie. Nauczycielem można być również.
    Dlatego zachęcam do zabawy w akademię. Połączając siły możemy spotkać kogoś naprawdę ciekawego.
    Mam nadzieję, że zdecydujesz się wpaść, Nyks.
    http://akademia-cywilizowanych-artystow.blogspot.com/

    ReplyDelete